1 marca 2013

Nie mów nikomu - Harlan Coben

Już na samym wstępie muszę nadmienić, iż jest to moje pierwsze spotkanie z Cobenem. Tego nazwiska chyba nie trzeba przedstawiać? Jeśli jednak są tacy, którzy nie znają tego amerykańskiego autora bestsellerrów z gatunku sensacja, kryminał - polecam jak najszybciej nadrobić zaległości. Dokładnie tak, jak ja to uczyniłem. "Nie mów nikomu" zalicza się do najbardziej rozpoznawalnych powieści kryminalnych jakie kiedykolwiek powstały. Przyznam się bez bicia, że był to główny powód, dla którego swoją przygodę zacząłem właśnie od tego tytułu. Jednak wyrobiona renoma książek Cobena wystarczyła, żeby sięgnąć po więcej jego twórczości w ciemno (zobacz: dostawa #1). Niestety, nie miałem wcześniej okazji pogłębić twórczości autora, pomimo jego popularności, która została nagłośniona dzięki adaptacji filmowej powstałej we Francji.

Polski tytuł jest dosłownym tłumaczeniem angielskiej wersji "Tell No One".  Książka z 2001 roku doczekała się u nas w kraju bardzo dobrego tłumaczenia Zbigniewa Królickiego. Zacznę może od okładki. Jestem szczęśliwym posiadaczem wersji kieszonkowej wydawnictwa Albatros (widoczna na zdjęciu obok). Dopiero po seansie domyśliłem się, że jest to okładka filmowa. Wydrukowane zagięcia z cieniami są według mnie ciekawym zabiegiem, paradoksalnie zyskującym na estetyce wydań z tą okładką. Mała dygresja: ostatnio znaczna część nowych wydań książek w oryginalnym rozmiarze spod loga Wydawnictwa Albatros jest zbyt prosta, schematyczna. Nie będę się dokładnie zagłębiał w te wydania (zdaje się, że jest to seria przeznaczona na powieści sensacyjne), ale dla przykładu podam dwie okładki z tej serii: pierwszą lepszą - klik i dla porównania nowe wydanie recenzowanej książki. Niektórym prostota może się podobać, ja mam mieszane uczucia. Dobija mnie natomiast fakt, że nowe okładki są robione "na jedno kopyto" - niezależnie od autora, mają zbliżoną do siebie oprawę graficzną. Brak pomysłów, czy chęć oryginalności wydawnictwa? Ja jestem tradycjonalistą i uważam, że jeden autor = jeden projekt. Natomiast wydania "pocket" bardziej przypadły mi do gustu, mimo, że mają podobny schemat. Z tym, że są ładniejsze. Nie zbaczając już więcej z tematu, przedstawiam fabułę powieści:

Jezioro Charmaine, spokojna okolica. Młode małżeństwo - Elizabeth i David Beck przyjeżdżają tu raz do roku - w rocznicę swojego pierwszego pocałunku. Miła atmosfera zostaje niespodziewanie przerwana, zakochani zostają brutalnie rozdzieleni. Elizabeth zostaje porwana i - jak wynika z późniejszych stron książki - zamordowana, a jej mąż zostaje pobity i traci przytomność. Akcja przenosi się o 8 lat do przodu. Dowiadujemy się, że David pracuje jako pediatra w przychodni na przedmieściach Nowego Jorku. Wiedzie spokojne, niczym nie wyróżniające się życie, a jego starsza siostra Linda i jej życiową partnerka Shauna to jedyne kobiety w jego życiu po śmierci żony. No, może nie jedyne, ale poza kilkoma nieudanymi randkami i matkami dzieci odwiedzającymi go w pracy, nie było ich wiele. Autor zapewne chciał być bardziej awangardowy, dlatego obok głównego bohatera pojawia się para lesbijek. Ni stąd ni zowąd, doktor Beck otrzymuje tajemniczą wiadomość mailową. Wynika z niej, że Elizabeth jednak żyje. W przekonaniu tym utwierdza go obraz "na żywo" z kamerki internetowej, gdzie dostrzega miłość swojego życia. Szok. Cała akcja zaczyna przyspieszać, z pozoru nieistotne wątki stają się wydarzeniami wręcz kluczowymi. W okolicy jeziora zostały znalezione zwłoki, policja i FBI interesują się naszym doktorem, a informacja, że w sprawę zamieszany jest wpływowy multimilioner Griffin Scope dodają całej historii tylko smaczku.

Przy tej książce nie sposób jest się nudzić. Rozdziały są krótkie, cała akcja oprócz kilku informacji podanych jako zwięzłe streszczenia jest chronologiczna. Co więcej, zmiana miejsca wydarzeń w danym  rozdziale oddzielona jest stosowną przerwą. Dzięki temu zabiegowi, zawsze możemy oderwać się od czytania książki, zatrzymując na chwilę akcję powieści, by potem bez trudu znaleźć moment, na którym skończyliśmy. Ta chwila w moim przypadku nie trwała długo, książka należy do tych, bez których nie da się długo wytrzymać. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to byłaby to przewidywalność. Czytając zakończenie, nie przeżyłem takiego wielkiego szoku (chociaż nie mało się zdziwiłem, jak wszystko zostało już wyjaśnione), lecz przyznaję - historia dopracowana jest mistrzowsko. Można się nawet pogubić mimo skromnej grubości książki. Jako sensacja powieść jest całkiem udana. Jest kilka wydarzeń, które poznajemy przed głównym bohaterem, a później ponownie się o nich dowiadujemy, przenosząc się do zdarzeń dotyczących danej postaci. Czegoś mi zabrakło, ale naprawdę nie wiem czego. Może jest przereklamowana? Może przeżyłem zbyt mały szok, nastawiony na totalną rewelację? A może było to po prostu spowodowane ekranizacją filmu, którą obejrzałem od razu po przeczytaniu książki?

Odnośnie filmu. Nie będzie zaskoczeniem, że ma taki sam tytuł, jak książka Harlana Cobena. Ekranizacja powstała w roku 2006 we Francji. Na fotelu reżysera zasiadł Guillaume Canet. W rolę głównego bohatera wcielił się François Cluzet ("Nietykalni"), który, moim zdaniem, nawet 7 lat temu był już troszeczkę za stary do tej roli. Kolejna sprawa - imiona i nazwiska postaci. Z wyjątkiem nazwiska Beck, zrezygnowano chyba z wszelkich innych koneksji w wersji papierowej. David to Alex, a Elizabeth to u Guillaume'a Margot. Nie wiem, po co reżyser zastosował ten zabieg. Możliwe, że film skierowany został bardziej do Francuzów, co tłumaczyłoby tą zmianę imion. Nie pisząc recenzji tego filmu, powiem, dlaczego jest on według mnie gorszy od książki. W tym filmie nie ma takiego napięcia, główny aktor kojarzy mi się z filmami z gatunku komedia, bohaterowie drugoplanowi też nie spełniają oczekiwań, no i książka w 99 przypadkach na 100 jest lepsza od jej ekranizacji. Byłbym zapomniał - "Ne le dis à personne" zepsuł moje wyobrażenie losów Davida Becka, pomijając już odejście od wizji jednostek opisywanych w książce. Film oceniłbym co najwyżej jako niezły. Bardziej spodoba się dla tych osób, które książki jeszcze nie przeczytały. Najelpszym jego elementem jest chyba trailer. Plus za piosenkę U2 - With Or Without You. Na razie pozostaje mi czekać na wersję amerykańską. Remake ma pojawić się w 2014 roku, za reżyserię odpowiada Ben Affleck (oscar w tym roku za Argo). Będzie trzeba to zobaczyć. Z nadzieją zakładam, że będzie to lepsza adaptacja rodem z hollywoodu. Poniżej jeszcze trailer wersji z 2006 roku:


Podsumowując zupełnie finalnie. "Nie mów nikomu" to kryminał, który obił się o uszy większości z nas. Jeśli nie w formie książki, to jako francuska próba ekranizacji z 2006 roku. Wszystkie wydarzenia dzieją się bardzo szybko, a książkę czyta się jeszcze szybciej. Polecam ją nie tylko fanom sensacji, ale wszystkim tym, którzy szukają dobrej akcji bez zbędnego przeciągania. Jeśli widziałeś/widziałaś ekranizację książki, a pierwotne dzieło umknęło Ci uwadze - jak najszybciej nadrób zaległości. Ja niestety nie zastosowałem się do "polecenia", jakie bezwiednie nadaje sam tytuł książki i napisałem o niej krótko. Musiałem się podzielić. Jak dla mnie, jest to mocne 7/10.

Recenzja na lubimyczytać.pl
Autor: Harlan Coben
Tytuł: Nie mów nikomu
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Albatros
Ocena: 7+/10

4 komentarze

  1. Z Cobenem "spotykam" się już od dawna, niewątpliwie jest on moim ulubieńcem. Powieść "Nie mów nikomu" długo czekała na mnie, aż w końcu wzięłam ją w swoje ręce i, tak jak każdą książką tego autora, byłam nią zachwycona. Szkoda, że do tej pory nie udało mi się obejrzeć filmu, ale mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Ellena
    Aż tak dużo nie straciłaś, na Twoim miejscu wyczekiwałbym na film od Afflecka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cobena i czekam na ekranizację "Six Years" z Hugh Jackman'em

    OdpowiedzUsuń
  4. Hah, ja też zaczęłam przygodę z Cobenem właśnie od ''Nie mów nikomu". Powiem więcej - przygodę z kryminałami, tak ogólnie ;) Dlatego mam sentyment, chociaż teraz bardzo rzadko czytuję książki autora.
    I muszę się zgodzić co do filmu - chociaż mi się podobał, to rzeczywiście nie ma takiego napięcia, a aktor rodem z komedii :D

    OdpowiedzUsuń