"Pan Lodowego Ogrodu" to 4-tomowa seria science fantasy (czyli mieszanka fantasy i science fiction), którą napisał
Jarosław Grzędowicz. Do tej pory zostały wydane już wszystkie cztery jej
części (ostatnia w listopadzie 2012 roku) przez wydawnictwo Fabryka Słów. Poniżej recenzja tomu pierwszego.
Tom I to tak naprawdę dwie oddzielne historie, które z każdą przeczytaną stroną mają coraz więcej wspólnego. Na początku poznajemy ziemianina i to jemu poświęcono więcej uwagi w tej części. Vuko Drakkainen - bo o nim mowa - to pół Polak, pół Fin, który wychował się w Chorwacji. Jego zadanie wydaje się proste - ma odnaleźć naukowców z ekspedycji badawczej na odległą planetę Midgaard, gdyż wszelki ich kontakt z Ziemią został utracony. Jako Ulf Nitj'sefni (co w języku tubylców, czyli Ludzi Wybrzeża znaczy Nocny Wędrowiec), przeżyje wiele przygód. Towarzyszyć mu będzie Jadran, czyli odpowiednik ziemskiego konia i Nevermore, kruk. Vuko, wyposażony w cyfrala - "wewnętrzny komputer", najnowszą ziemską technologię, będzie mógł robić rzeczy, które do tej pory były nieosiągalne dla przeciętnego człowieka, dla przeciętnych mieszkańców Midgaardu. Wyszkolony ziemianin będzie starał się wtopić w tłum obcej cywilizacji, aby odnaleźć zaginionych naukowców.
Druga historia to losy młodego tohimona, następcy tronu cesarstwa Amitrajów i Kirenenów - Filara (chociaż to imię w książce pojawiło się może 2 razy). Książę na dworze królewskim uczy się wielu rzeczy, które w przyszłości mają mu pomóc zostać dobrym władcą Tygrysiego Tronu. W tych wszystkich przygotowaniach pomagać mu będzie służba - Aiina, Brus, czy Rzemień. Ardżuk Hatarmał (nowe miano księcia) będzie musiał stawić czoła zbliżającemu się niebezpieczeństwu ze strony fanatycznych wyznawców Podziemnej Matki.
Obie historie się przeplatają, ale dopiero od czwartego rozdziału towarzyszyć nam będzie Młody Tygrys i jego cesarstwo. Jak dla mnie, to książka mogłaby być grubsza - może wtedy pan Grzędowicz umieściłby wszystkie zaplanowane historie z Vuko z co drugim rozdziałem co najmniej o historii młodego księcia. Na początku można było się pogubić, ja na przykład po trzech rozdziałach pierwszej części PLO byłem nastawiony na historię Drakkainena - tylko i wyłącznie.
Pobłądzić można też przy narracji, która zmienia się z pierwszoosobowej w trzecioosobową, w chwili aktywacji cyfrala. Muszę przyznać, że najtrudniej było mi przedstawić świat przedstawiony w tej recenzji - spod pióra autora wyszło sporo dziwnych nazw, które trudno zapamiętać (parę fińskich, czy chorwackich przekleństw pomijam). Słownictwo jest bogate, poznałem znaczenie kilku polskich słów, których wcześniej nie znałem. Jarosław Grzędowicz napisał przemyślaną powieść, która łączy elementy fantastyki naukowej i fantasy. Poznajemy losy dwóch protagonistów, którzy wraz z otaczającymi ich bohaterami tworzą spójną całość. Książkę czyta się naprawdę dobrze, chyba że tak jak ja - ma się niemałe trudności z nazwami wykreowanego świata. Może to tylko brak skupienia. Jednak po przeczytaniu kilka razy tego samego fragmentu, mam jako-takie pojęcie o wizji autora.
Przed ukazaniem się ostatniego tomu PLO, Fabryka Słów postanowiła wypuścić odświeżoną wersję książek. I tak oto mamy klimatyczne księgi w oprawie zintegrowanej. [Kliknij, aby przeczytać więcej o nowym wydaniu]
Tom I to tak naprawdę dwie oddzielne historie, które z każdą przeczytaną stroną mają coraz więcej wspólnego. Na początku poznajemy ziemianina i to jemu poświęcono więcej uwagi w tej części. Vuko Drakkainen - bo o nim mowa - to pół Polak, pół Fin, który wychował się w Chorwacji. Jego zadanie wydaje się proste - ma odnaleźć naukowców z ekspedycji badawczej na odległą planetę Midgaard, gdyż wszelki ich kontakt z Ziemią został utracony. Jako Ulf Nitj'sefni (co w języku tubylców, czyli Ludzi Wybrzeża znaczy Nocny Wędrowiec), przeżyje wiele przygód. Towarzyszyć mu będzie Jadran, czyli odpowiednik ziemskiego konia i Nevermore, kruk. Vuko, wyposażony w cyfrala - "wewnętrzny komputer", najnowszą ziemską technologię, będzie mógł robić rzeczy, które do tej pory były nieosiągalne dla przeciętnego człowieka, dla przeciętnych mieszkańców Midgaardu. Wyszkolony ziemianin będzie starał się wtopić w tłum obcej cywilizacji, aby odnaleźć zaginionych naukowców.
Druga historia to losy młodego tohimona, następcy tronu cesarstwa Amitrajów i Kirenenów - Filara (chociaż to imię w książce pojawiło się może 2 razy). Książę na dworze królewskim uczy się wielu rzeczy, które w przyszłości mają mu pomóc zostać dobrym władcą Tygrysiego Tronu. W tych wszystkich przygotowaniach pomagać mu będzie służba - Aiina, Brus, czy Rzemień. Ardżuk Hatarmał (nowe miano księcia) będzie musiał stawić czoła zbliżającemu się niebezpieczeństwu ze strony fanatycznych wyznawców Podziemnej Matki.
Obie historie się przeplatają, ale dopiero od czwartego rozdziału towarzyszyć nam będzie Młody Tygrys i jego cesarstwo. Jak dla mnie, to książka mogłaby być grubsza - może wtedy pan Grzędowicz umieściłby wszystkie zaplanowane historie z Vuko z co drugim rozdziałem co najmniej o historii młodego księcia. Na początku można było się pogubić, ja na przykład po trzech rozdziałach pierwszej części PLO byłem nastawiony na historię Drakkainena - tylko i wyłącznie.
Pobłądzić można też przy narracji, która zmienia się z pierwszoosobowej w trzecioosobową, w chwili aktywacji cyfrala. Muszę przyznać, że najtrudniej było mi przedstawić świat przedstawiony w tej recenzji - spod pióra autora wyszło sporo dziwnych nazw, które trudno zapamiętać (parę fińskich, czy chorwackich przekleństw pomijam). Słownictwo jest bogate, poznałem znaczenie kilku polskich słów, których wcześniej nie znałem. Jarosław Grzędowicz napisał przemyślaną powieść, która łączy elementy fantastyki naukowej i fantasy. Poznajemy losy dwóch protagonistów, którzy wraz z otaczającymi ich bohaterami tworzą spójną całość. Książkę czyta się naprawdę dobrze, chyba że tak jak ja - ma się niemałe trudności z nazwami wykreowanego świata. Może to tylko brak skupienia. Jednak po przeczytaniu kilka razy tego samego fragmentu, mam jako-takie pojęcie o wizji autora.
Odświeżone wydanie "Pana Lodowego Ogrodu" - tom I, II, III i IV |
Okładki nowych wydań przykuwają uwagę od pierwszego wejrzenia. Widać, że wydawnictwo postawiło na jakość. Laminowany tekst i wzory, świetne rysunki wewnątrz książki, które wykonał Dominik Broniek, czy czerwona zakładka w środku. Całość wypada genialnie. Jest bardzo klimatycznie, nie tylko ze względu na szatę graficzną - świat Grzędowicza jest klimatyczny, taki realny - pomimo tego, że nie górują w nim opisy.
Pierwsza część skończyła się cliffhangerem, więc z pewnością sięgnę po kolejne części. Interesuje mnie, jak dalej potoczą się losy bohaterów, bo póki co pozostał jedynie smaczek na kontynuację.
Z pewnością sięgnę, ale nie wiem kiedy - tom 2 i 3 z tego "poprawionego" wydania są trudno dostępne. Jedynie na allegro używane schodzą za kosmiczne ceny. Chyba sobie poczekam na dodruk, lubię mieć takie serie w pięknym komplecie :)
OdpowiedzUsuńA ja specjalnie dlatego kupiłam to starsze wydanie - bo wiem, że łatwiej będzie mi zdobyć i skompletować właśnie to :)
UsuńBardzo dobra recenzja, chociaż przez te zawiłości, które opisałeś, mam maleńkie opory przed sięgnięciem po Pana Lodowego Ogrodu. Chociaż w zasadzie... to może być całkiem ciekawe ;)
Pozdrawiam!
Swoją drogą, zachęcam Cię serdecznie do wzięcia udziału w moim wyzwaniu - myślę, że może Ci przypaść do gustu ;)
OdpowiedzUsuń